Wielka Brytania stawia tamę brudnym pieniądzom z zagranicy

27.05.2018
Opracowanie: Marian Skwara

W Izbie Gmin 1 maja br. odbyło się trzecie czytanie projektu ustawy o międzynarodowych sankcjach i zwalczaniu prania pieniędzy (The Sanctions and Anti-Money Laundering Bill), a 21 maja komisja spraw zagranicznych Izby Gmin opublikowała raport zatytułowany Moskiewskie złoto: rosyjska korupcja w Wielkiej Brytanii (Moscow's Gold: Russian Corruption in the UK). To tylko dwa tylko przykłady świadczące o tym, że Wielka Brytania na serio usiłuje zerwać z odgrywaniem roli pasera zagranicznych złodziei.

 

Wielka Brytania należy do kilku najbardziej atrakcyjnych w świecie miejsc do inwestowania oraz w ogóle wydawania pieniędzy. Londyńskie City jako czołowe finansowe centrum świata jest miejscem codziennych transakcji mierzonych w trylionach. Bogacze z całego świata od lat przyjeżdżają tu nie tylko robić biznesy, ale i wydawać swoje pieniądze na luksusową konsumpcję. Po tym względem w ostatnich dekadach ubiegłego wieku ulubionym tematem prasy byli naftowi szejkowie kupujący najdroższe samochody, jachty, stroje, biżuterię itp., natomiast obecnych stuleciu zastąpili ich Rosjanie.

Ci ostatni jednak mają coraz gorszą prasę. O ile szejkowie wprawdzie nie budzili zbytniej sympatii jako - w gruncie rzeczy - feudalni władcy ze swymi mrocznymi tajemnicami, ale z reguły nie kwestionowano legalności ich pieniędzy. Natomiast wielu inwestorów z Rosji – a także z krajów, które powstały z rozpadu ZSRR - zaczęto od niedawna otwarcie przedstawiać jako ludzi, którzy wzbogacili się okradając własny naród. To raz, a po drugie, a nawet ważniejsze, w „moskiewskich pieniądzach” zaczęto dostrzegać zagrożenie dla samego państwa, dla fundamentalnych wartości na których opiera się brytyjskie społeczeństwo.

Rosyjskie pieniądze jako zagrożenie

Te obawy wypływają z polityki Kremla, ocenianej jako coraz bardziej agresywnej. Sprawa otrucia Skripalów, ojca i córki, w Salisbury, a wcześniej, w 2006 r., Litwinienki w Londynie, należą do najczęściej przytaczanych argumentów, że Rosja traktuje Wielką Brytanie jako własny rewir łowiecki, na którym może dokonywać zamachów na swoich zbuntowanych obywateli. A to jest już godzi w narodową suwerenność. Widać tu ogromny kontrast z rokiem 2011, kiedy premier Davida Cameron będąc z wizytą w Moskwie zachwalał Londyn jako najlepszy rynek finansowy dla bogatej w zasoby naturalne Rosji.

Nie bez znaczenia jest także nacisk ze strony Stanów Zjednoczonych, a także innych krajów oraz Unii Europejskiej, które zaostrzają przepisy dotyczące prania brudnych pieniędzy. Rychłe wyjście z Unii skłoniło do przyśpieszenia konstrukcji własnego prawnego instrumentarium zwalczania niechcianych pieniędzy. Brytyjczycy nie mogą ignorować narastania determinacji w czołowych państwach zachodniego świata w zwalczaniu „brudnych pieniędzy”, które są postrzegane już nie tylko jako ucieczka od podatków, ale również jako zagrożenia dla politycznego ładu. W tych warunkach Brytyjczycy nie mają wyjścia jak tylko zaostrzyć swoje dotychczas bardzo liberalne regulacje przepływu kapitałów.

Abramowicz bez wizy

W ostatnich dniach prasa spekuluje, że w tym nowym podejściu brytyjskich władz należy widzieć przyczynę kłopotów Romana Abramowicza z odnowieniem brytyjskiej wizy. Ten oligarcha stał się w Europie znany w 2003 r. głównie dzięki nabyciu londyńskiego klubu Chelsea Football Club. Jednakże nie mógł on 19 maja oglądać na miejscu finałowego meczu o Puchar Anglii (FA Cup) swoich podopiecznych przeciw Manchester United, ponieważ jego wiza wygasła. Abramowicz należy do około 700 rosyjskich biznesmenów, którzy otrzymali wizy nazywane Tiers 1. Są to wizy dla przedsiębiorców przyznawane na 40 miesięcy. Za samo aplikowanie trzeba zapłacić ponad tysiąc funtów i aby ją otrzymać należy udowodnić, że ma się dostęp do odpowiednio wysokich środków finansowych, a do przedłużenia wymagane jest już zainwestowanie odpowiednich środków w UK. Przyczyny zwłoki w odnowieniu wizy właścicielowi Chelsea F. C. mają wynikać stąd – spekulują gazety - że po zaostrzeniu w 2015 r. przepisów dotyczących wizy Tier 1 należy udowodnić, że środki zainwestowane w UK pochodzą z legalnego źródła.

Posłowie z komisji spraw zagranicznych pytali ekspertów ile rosyjskich pieniędzy jest w ich kraju. Na to pytanie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć z zadowalającą precyzją. Według urzędu statystycznego Federacji Rosyjskiej wartość rosyjskich inwestycji w UK wynosi £2,6 mld. Według brytyjskiego urzędu jest to £25,5 mld. Nie tylko pierwsza, ale i ta druga urzędowa suma jest uważana za śmiesznie niską. Inwestycje małej Finlandii w UK wynoszą około £50 miliardów. Oliver Bullough, publicysta dziennika The Guardian, uważa że w ciągu ostatniej dekady wpłynęło do Wielkiej Brytanii z Rosji, ale nie bezpośrednio, ale przez raje podatkowe jak Kajmany, Gibraltar, Jersay i Guernsay, £68 miliardów. Bullough powołał się jeszcze na obliczenia specjalistów niemieckiego Deutsche Banku. Według nich od początku lat 90. do 2015 r. wpłynęły do Wielkiej Brytanii £133 miliardy „brudnych” pieniędzy, w tym połowa z Rosji.

Prawo chroni także przestępców

Francuski ekonomista Thomas Piketty, napisał w ubiegłym miesiącu w dzienniku Le Monde, że połowa rosyjskiego bogactwa – około 800 miliardów dolarów – jest trzymana za granicą jako własność kilkuset ludzi. Inaczej licząc, ich majątek jest mniej więcej równy finansowym zasobom wszystkich pozostałych gospodarstw domowych w Rosji. To znaczy, że ogromne środki pochodzące głównie z eksportu węglowodorów zamiast finansować krajową ochronę zdrowia, szkolnictwo, infrastrukturę itp. zostały skradzione, wywiezione za granicą i służą do finansowania luksusowej konsumpcji; do kupowania domów za kilkadziesiąt milionów funtów, prywatnych samolotów za kilka milionów, sukni ślubnych za kilkadziesiąt tysięcy, posyłania dzieci do najdroższych prywatnych szkół.

W praktyce zwalczanie korupcyjnych pieniędzy jest niezmiernie trudne. Wielka Brytania jest państwem prawa z niezawisłymi sądami. Z tego właśnie powodu rosyjski urzędnik, który korupcyjnie zagarnął kwotę, która jest większa od sumy jego 30-letnich oficjalnych zarobków, jeśli chce ten majątek zabezpieczyć i zostawić dzieciom – co w Rosji byłoby trudne i ryzykowne – stara się te pieniądze wytransferować za granicę do jakiegoś raju podatkowego (żyje z tego mnóstwo wyspecjalizowanych kancelarii) i stamtąd jako już jako „wyprane” i anonimowe zainwestować w Wielkiej Brytanii. Wiadomo, że jeśli coś, np. nieruchomość, zostało legalnie kupione – nawet przez spółkę z Kajmanów dla anonimowego nabywcy - to żaden sąd tego nie podważy.

UWO, czyli zwiększenie jawności

Główna trudność w zwalczaniu pochodzących z zagranicy brudnych pieniędzy - co czytamy w raporcie komisji Izby Gmin – że udowodnienie korupcji wymaga współpracy ze strony organów kraju pochodzenia podejrzanego. Wszyscy rosyjscy oligarchowie, nie mówiąc o funkcjonariuszach państwowych, są bardziej lub mniej związani z Kremlem, inaczej nie zdobyliby majątków. Stąd nie można liczyć na współpracę ze strony rosyjskich organów. A jeśli jakiś oligarcha się skonfliktował z władzami i rosyjska prokuratura chętnie dostarczy brytyjskiemu sądowi dowody korupcji, to z tego samego powodu brytyjscy adwokaci łatwo go wybronią od zarzutów jako politycznie motywowanych, to jest dyktowanych zemstą Kremla za nielojalność.

Przełamaniu tych trudności mają służyć nowe narzędzia w brytyjskim antykorupcyjnym instrumentarium, przede wszystkim chodzi powiększeniu zakresu jawności w obrocie gospodarczym. Temu ma służyć, między innymi, poprawka do ustawy antykorupcyjnej, która daje urzędowi podatkowemu (HMRC) oraz organom ścigania przestępstw narzędzie o nazwie Unexplained wealth orders (UWO). Od 31 stycznia br. mogą one - „w razie uzasadnionego podejrzenia o zamieszanie w kryminalną działalność” - zamrozić dokonaną przez cudzoziemca transakcję, np. kupno wielomilionowej nieruchomości w Londynie, do czasu wyjaśnienia źródła pochodzenia pieniędzy. Jeśli okaże się, że pochodzą one z przestępstwa transakcja zostanie anulowana.